Fotorelacje \ 01.04.2017 - V Rajd Autosana

Pierwsza z tegorocznych imprez obowiązkowych w naszym kalendarzu już za nami. Rajd Autosana, bo o nim mowa, to coroczna doskonała rajdowa zabawa na Kaszubach.

Ekipa organizatorów, która od początku roku funkcjonuje jako Stowarzyszenie Kaszuki Mazuki, to doskonale nam znani pasjonaci, którzy stoją również za organizacją Rajdów Ikarusa czy rajdów okolicznościowych, jak choćby tegoroczny Rajd MotoWOŚP.

Lista startowa mieszcząca 49 załóg zapełniła się jeszcze przed oficjalnym końcem zapisów, co jest chyba najlepszą rekomendacją dla każdej imprezy. Ci, którzy zwlekali z wysłaniem formularza zgłoszeniowego niestety musieli pogodzić się z tym, że wylądowali na liście rezerwowej.

Rajd rozpoczął się tradycyjnie już w Borczu. Parking hotelu Spichrz już od rana tętnił życiem i dźwiękami silników. W zabawie przeważały klasyki, choć miejsce znalazło się również dla aut współczesnych, a nawet dla pojazdów powyżej 3,5 tony – tym razem w tej kategorii rywalizowały dwa autobusy. W świetle ostatnich wydarzeń z polskich dróg nie mogło zabraknąć postrachu rządowych limuzyn – Fiat Seicento Łowca Borowików – sprawiał, że inni uczestnicy mogli czuć się bezpieczniejsi. W końcu nigdy nie wiadomo, gdzie w tak piękny weekend mogą udać się przedstawiciele rządu.

Wymyślne stylizacje uczestników sprawiały, że samochody schodziły na dalszy plan. W rajdzie udział wzięli rycerze, cyganie, Smerfetka, kucharz wraz ze swoimi popisowymi daniami – makaronami czy NRD-owski patrol policji w Wartburgu wraz z czworonożnym funkcjonariuszem. Było gwarnie, kolorowo i wesoło.

Trasa itinerera jak zwykle poprowadziła nas przez znane-nieznane miejsca. Jadąc przez miejsca, które teoretycznie są nam znane, odkrywaliśmy takie zakamarki, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia i to jest kolejny aspekt, dla którego warto brać udział w rajdach.

Data imprezy, czyli 1 kwietnia, sprawiła, że organizatorzy poczuli się w obowiązku, by trochę z uczestników pożartować. Nie omieszkali skorzystać z takiej okazji. W pytaniach z trasy znalazło się kilka takich, na które nie było odpowiedzi, ale ponieważ oczywiste nie jest oczywiste, więc trudno było mieć pewność czy na przykład pytanie o kolor spodenek Romana, który stłukł kolana w sąsiedztwie placu zabaw to tylko żart z uczestników. Z tego powodu na wiejskim przystanku autobusowym i placu zabaw w jego sąsiedztwie gromada ludzi w dziwnych strojach i samochodach biegała i szukała wskazówek, jaki kolor mogły mieć te nieszczęsne spodenki. Nawet nasz najmłodszy pilot korzystający z okazji do zabawy na placu zabaw, gdy my szukaliśmy rozwiązania zagadki, był posądzany o bycie chłopcem z zagadki:)

W kolejnych prima aprilisowych pytaniach nikt już tak łatwo nie dawał się podejść, choć niepewność pozostała.

Nie tylko zwoje mózgowe miały okazje rozgrzać się do czerwoności. Organizatorzy nie oszczędzili naszych mięśni – jazda na czas drezyną zapewniła nam zakwasy w mięśniach.

Trasa obliczona na pięć godzin minęła nie wiadomo kiedy, a trzeba przyznać, że czas przejazdu był wyliczony dość precyzyjnie i na metę przybyliśmy niemal zgodnie z założeniami. Tam czekała na nas jeszcze jedna łamigłówka i próba sprawnościowa na plaży przy jeziorze.

I tak nie wiadomo kiedy zleciał nam pierwszy wiosenny rajd w tym roku. Jak zwykle dopisali organizatorzy i uczestnicy, a nawet co nie jest oczywiste – pogoda. Tym samym V Rajd Autosana przeszedł do historii. Dzięki:)