Fotorelacje \ 17.08.2014 - Ruszamy nad morze 3 – Zlot Trabantów w Lubiatowie

Było ciepłe lato, choć czasem padało, dużo piwa się piło i mało się spało, tymi słowami po krótce można by scharakteryzować zorganizowany przez grupę trabant trójmiasto już po raz trzeci zlot trabantów „Ruszamy nad morze 3” zaplanowany w dniach 14-17.08.2014.

Tym razem impreza odbyła się w niewielkiej miejscowości Lubiatowo, gdzie do dyspozycji zlotowiczów było pole Pana Sołtysa (dziękujemy!), a tam oprócz zjeżdżalni i huśtawek dostępna była trampolina, która największe wrażenie zrobiła na naszej małej załogantce. Nasza załoga była jedną z tych, które na zlot miały najbliżej, zaledwie 60 km, co nie przeszkodziło nam przybyć z opóźnieniem, bo dopiero w piątek po południu. Trzeba przyznać, że podczas pakowania naszej „białej strzały” ogarnęły nas maleńkie wątpliwości, gdyż wszędzie dookoła dało się słyszeć złowrogie grzmienie, aż w końcu lunął deszcz. Wreszcie po chwili namysłu wyposażeni w kalosze i przeciwdeszczowe kurtki RUSZYLIŚMY NAD MORZE.

Prawie całą drogę padało, na miejscu jednak zaskoczyło nas piękne słońce. Gdy rozbiliśmy namiot udaliśmy się na „zwiedzanie”, trzeba przyznać, że inwencja twórcza właścicieli trabantów nie zna granic, każdy jest inny, każdy oddaje charakter swojego właściciela, każdy posiada jakiś niepowtarzalny gadżet. Moją szczególną uwagę przykuły trabanty-rat look, tak brzydkie, że aż ładne. Oczywiście nie można zapomnieć o pozostałych autach przybyłych na zlot, a wśród nich Wartburgi, Fiat 125 oraz jeden jedyny Mercedes, a poza tym kilka aut współczesnych, gdyż nie wszystkie fordy kartony były w stanie dotrzeć o własnych siłach i ich właściciele przesiedli się do mniej charakterystycznych, ale równie imponujących aut współczesnych.

Piątkowe popołudnie obfitowało w atrakcje zarówno dla tych starszych, jak i młodszych uczestników imprezy. Namiot kreatywności był miejscem, gdzie dzieciaki mogły pokazać swoje talenty artystyczne, poprzez malowanie, rysowanie, wycinanie, wyklejanie a także lepienie. Oprócz tego łowienie rybek w basenie, zabawy z hula hop i „ zakład fryzjerki” oraz malowanie buziek w przyczepie organizatorów. Dla dorosłych i starszej młodzieży przygotowane były cztery konkurencje: Gwóźdź zlotu (wbijanie gwoździa w pień pływający w metalowej misie), Nur zlotu (nurkowanie na czas), Płuca złotu (dmuchanie piłki plażowej na czas) i przeciąganie liny. Wszystko działo się pod czujnym okiem trzech młodych strażaków z OHP z Kopalina. Gdy słońce schowało się za horyzontem a najmłodsi przytulili głowy do poduszek, przyszedł czas na integrację przy ognisku, smażenie kiełbasek i gaszenie pragnienia chmielowymi bąbelkami. Do późnych godzin nocnych, a właściwie wczesnych porannych dało się słyszeć śpiewy najwytrwalszych zawodników, a ognisko w ogóle nie dogasało, także rano na śniadanie można było dalej smażyć kiełbaski. Około południa wyruszyliśmy zwartą kolumną na wycieczkę do latarni morskiej w Stilo, wzbudzając niemałe zdziwienie wśród mieszkańców okolicznych miejscowości. Po pokonaniu pokaźnej liczby schodków mogliśmy podziwiać piękną panoramę. Powrót na teren zlotu zorganizowany był w formie rajdu na orientację. Podczas pokonywania 20 km trasy musieliśmy znaleźć odpowiedź na 7 pytań, m.in. porównać ceny pewnej marki piwa w dwóch „centrach handlowych” w Kurowie. Panie z owych sklepów były szczerze zdziwione ilością osób pytających o cenę tego browaru. Czas wolny przeznaczyliśmy na wycieczkę po Lubiatowie, a naszym celem stała się szkółka jeździecka, gdzie z ogromnym podziwem spoglądaliśmy na małe dziewczynki gimnastykujące się w siodłach.

Tuż przed zachodem słońca odbyło się rozdanie nagród i losowanie fantów. Na wielkie brawa zasłużył „kolega”, którego imienia nie możemy sobie przypomnieć, ale wbił gwóźdź dwoma bardzo mocnymi uderzeniami, czym wzbudził zachwyt u „koleżanek” a zazdrość wśród „kolegów”. Oprócz nagród za konkurencje zlotowe, przyznane zostało także wyróżnienie „Jaśka Wędrowniczka” za najdłuższą trasę, które zdobył….Irena. Organizatorzy nie zapomnieli także o najmłodszych, każdy został nagrodzony za swoje umiejętności: za aktywne uczestnictwo, za cierpliwość przy czesaniu, za wymawianie słowa trabant, za malowanie, za rozgadanie i wiele innych. Każde z dzieci mogło wejść na scenę, odebrać upominek i pokazać się wszystkim. Tradycyjne już ognisko także przyciągnęło wielu chętnych, nie tylko dlatego, że było chłodno, ale przede wszystkim dlatego, że była to już ostatnia noc.

Niedzielny poranek przyniósł jeszcze jedną niespodziankę w postaci trabanta, którego w nocy „krasnoludki” wtargały na scenę.

Mamy za sobą kolejną udaną imprezę, na której poznaliśmy kilka nowych twarzy, pojawiły się także te już znane, nie zawiodła Trabi Ekipa z Warmii i Mazur, u których gościliśmy na początku lipca, silne było także przedstawicielstwo z południa Polski. Jak to z trabantami bywa, najbardziej kapryśny okazał się ten należący do Tytusa, ale pomyślnie przeżył operację wymiany narządów (silnika) i dalej śmiga po naszych szosach.

Z tego miejsca dziękujemy organizatorom, wszystkim razem i każdemu z osobna, a przede wszystkim Krisowi i Beti za pompkę do materaca.

Agnieszka Gutowska (tekst i zdjęcia)