Fotorelacje \ 22.08.2015 - Rajd za „dychę”

Po ubiegłotygodniowej wyprawie do Wrocławia na sobotę zaplanowaliśmy dużo bliższy wyjazd. Doskonałą ku temu okazją była impreza organizowana przez Automobilklub Morski, czyli Rajd za Dychę. Impreza zapowiadała się interesująco z wielu względów. Przede wszystkim jeśli za organizację rajdu bierze się AKM to możemy mieć pewność, że trasa będzie ciekawa, a pytania dadzą do myślenia, a ponadto symboliczne wpisowe, niewielka odległość od domu – to wszystko razem uczyniły Rajd za Dychę idealną propozycją spędzenia soboty w miłym towarzystwie.

Start rajdu wyznaczono w gdańskiej Motostrefie znanej wielu miłośnikom zabytkowej motoryzacji z ubiegłorocznych spotkań. Kilka minut po godzinie 9 pierwsze załogi były już na miejscu. Po dokonaniu formalności i krótkiej odprawie, podczas której komandor rajdu krótko opowiedział co nas czeka, załogi w liczbie przeszło dwudziestu ruszyły w drogę. Na linii startu stanęły zarówno samochody zabytkowe, jak i auta współczesne, dla których przygotowano osobną klasyfikację.

Trasa rajdu liczącą przeszło 140 kilometrów wiodła po drogach i bezdrożach województwa pomorskiego zahaczając o Skarszewy, Tczew i Pszczółki, by zakończyć się w Gołębiewie Średnim, gdzie trwała inna impreza motoryzacyjna, czyli Tropical Car Summer Show 2015.

Już pierwsze kilometry pokazały, że mimo iż itinerer wydawał się całkiem prosty niektórym przysporzył dodatkowych kilometrów. Rajd rozpoczynaliśmy jako ostatnia załoga, dodatkowo drugi etap rozpoczęliśmy z opóźnieniem, a jednak na metę odcinka przybyliśmy przed załogami, które wystartowały znacznie wcześniej. Co ciekawe nie mijaliśmy ich na trasie. Zagadka brzmi – gdzie oni byli?:) Książka drogowa pozbawiona rozpisania na kilometry jest dla mnie, jako pilota, zdecydowanie wygodniejsza. No i nie ma ryzyka, że kilometry się „rozjadą”. Jednak rola pilota nawet bez liczenia kilometrów i tak wymaga pełnej koncentracji – w przeciwnym razie trudno odnaleźć miejsca ze zdjęć czy wpisać numer z tablic umieszczonych przez organizatorów na trasie przejazdu. Część załogi zajmująca tylną kanapę nie tylko uszanowała potrzebę skupienia, ale nawet pomagała w walce.

Oczywiście nie dało się wyeliminować problemów na trasie – jednym z zadań było podanie cyferek z Tarpana stojącego po drodze. Zatrzymujące się co chwilę samochody i ludzie uważnie oglądający pojazd wzbudzili niepokój właściciela, który podczas wizyty kolejnej z załóg uznał, że za dużo ludzi interesuje się jego własnością i chyba bezpieczniej będzie schować auto. Tarpan to nie jedyny pojazd, który zniknął – pytanie o rok powstania Ostrówka pozostało bez odpowiedzi, bo jak się okazało koparka jednak nie miała wolnej soboty:)

Zabawa była świetna. Zdarzały się też awarie, ale jak to w tego typu imprezach bywa zawsze można liczyć na pomocną dłoń innych załóg, a jak się okazało pechowcy mogli również liczyć na osoby postronne – unieruchomionemu Mercedesowi załogi nr 3 wsparcia udzielały dwa inne Mercedesy, w tym jeden zupełnie przypadkowy, który poświęcił swój czas, by pomóc innemu uczestnikowi ruchu w potrzebie.

Zakończenie rajdu i rozdanie nagród przyniosło nam kolejny sukces – zwyciężyliśmy w klasie pojazdów zabytkowych! Wyróżniono nas także nagrodą za fair play, choć uczciwie muszę przyznać, że prawdziwej pomocy udzielił wspomnianej załodze przypadkowy kierowca, a my tylko chcieliśmy.

Co ciekawe zwycięska drużyna w klasie pojazdów współczesnych również startowała w rodzinnym składzie, co dobitnie pokazuje, iż rajdy pojazdów zabytkowych mogą stanowić ciekawy sposób rodzinnego spędzania czasu.

Podsumowując imprezę warto podkreślić, że organizatorzy udowodnili, że niskobudżetowy rajd wcale nie musi być gorszy od innych, a wszyscy bawili się świetnie. Mimo, iż imprezę obsługiwało tylko kilka osób wszystko poszło sprawnie i szybko. Zobaczyliśmy nowe, ciekawe miejsca, przywieźliśmy tonę kurzu na samochodzie i bawiliśmy się świetnie. Tym załogom, które mimo wysłanych zgłoszeń na imprezę, nie wzięły udziału w zabawie pozostaje tylko żałować.

A my czekamy na kolejny rajd!