Fotorelacje \ 17.04.2016 - IV Rajd Autosana
Pierwszy rajdowy weekend za nami. Należy dodać, że udany. W tym roku rajdowanie zaczęliśmy od imprezy z autobusem w tytule, czyli od IV Rajdu Autosana. Udział w imprezie był w pewnym momencie zagrożony, bo główny kierowca się pochorował, ale na szczęście antybiotyki zrobiły swoje i w sobotę w komplecie stanęliśmy na linii startu.
Podobnie jak w ubiegłym roku wystartowaliśmy z Borcza, by przez kilka godzin zgodnie ze wskazówkami itinerera podążać malowniczymi szlakami Kaszub. Tym razem w rajdzie wzięło udział niemal 60 załóg, które poruszały się zarówno pojazdami zabytkowymi, jak i całkiem nowymi. Najstarsze auta zostały wyprodukowane w latach 60, najmłodsze opuściło fabrykę w 2015 roku, co świetnie odzwierciedla ideę imprezy, w której nie ważne czym, ale ważne by w ogóle wziąć udział. W zabawie brały udział całe rodziny, a uczestnicy bez względu na wiek bawili się świetnie. Jako załoga, w której połowę ekipy stanowią dzieciaki, szczególnie doceniamy pomysł, by pomocnicy pilota mieli swój egzemplarz itinerera, dzięki czemu byli w pełni zaangażowani w pokonywanie zawiłości trasy. Trzeba przyznać, że spisywali się świetnie.
Tradycją w rajdach organizowanych przez Rajd Ikarusa jest to, że wiele ekip na rajd przybywa w przebraniach. Tutaj, jak zwykle fantazja uczestników nie miała granic. Przebrani byli i uczestnicy i samochody. W rajdzie wystartowali między innymi bohaterowie Kubusia Puchatka, cyrkowcy i piraci. Najgroźniejsze wrażenie sprawiała drużyna Juggerów – załoga nr 27 wyglądała jak żywcem wyjęta z filmu „Krew bohaterów” z 1989 roku. Był też bałkański akcent na rajdzie, czyli Zastava przebrana za dalmatyńczyka wraz z psią załogą.
Ciekawa trasa, pełna podchwytliwych pytań nie była niespodzianką, choć straszenie itinererową choinką na odprawie okazało się blefem. Całkiem przyjemna pogoda sprzyjała podziwianiu piękna kaszubskich krajobrazów, więc kiedy podążając za orła cieniem i słuchając płyt, jak nakazywała opisowa część książki drogowej, dotarliśmy do mety wydawało nam się, że to koniec. Byłoby to jednak zbyt banalne, dlatego na miejscu okazało się, że poza kiełbaską z grillą czekają na nas…jaja. Jak się okazało, nie tylko kreatywność uczestników nie ma granic. To samo można powiedzieć o organizatorach, bo kto by wpadł na pomysł, że płaszcze przeciwdeszczowe mają pełnić rolę ochronną w konkurencji rzucania jajkiem. Co prawda nie była to bitwa na jajka, ale konkurencja polegająca na rzucaniu i łapaniu jajka przez pilota i kierowcę. Poza rozbitymi jajkami i salwami śmiechu, jakie wywoływała zabawa, dowiedzieliśmy się też, że surowe jajka mogą spaść nawet kilkanaście razy na ziemię zanim się rozbiją…
Rajd zaliczamy do udanych, choć organizatorzy zapewnili pogodę tylko na czas rajdu – wraz z przejechaniem linii mety zaczęło padać i padało jeszcze w niedzielę na ogłoszeniu wyników. Liczymy na to, że następnym razem testowanie pogody obejmie czas od rozpoczęcia rajdu, aż do ogłoszenia wyników!