Fotorelacje \ 29.08.2015 - VIII Rajd Pojazdów Zabytkowych „Stare jak Nowe″
Kończą się wakacje i o ile na ich zakończenie wcale nie czekaliśmy z niecierpliwością tak na ostatnią sobotę sierpnia jak najbardziej. Wszystko za sprawą organizatorów sobotniego rajdu „Stare jak nowe”, który odbył się już po raz ósmy.
Na siódmą edycję imprezy wybraliśmy się właściwie przypadkowo – wybraliśmy z kalendarza imprez pozycję, która pasowała nam pod względem terminu i pojechaliśmy. Spodobało nam się na tyle, by i w tym roku zarezerwować sobie ten termin na wyprawę do Warszawy. Niezaprzeczalną zaletą wyjazdów na wszelkie imprezy w okresie wakacyjnym jest to, że w większości przypadków, gdy mieszkańcy z głębi lądu ruszają na piękne i czasem nawet słoneczne polskie plaże my w tym czasie obieramy przeciwny kierunek. Kiedy więc w piątkowe późne popołudnie ruszyliśmy drogą krajową nr 7 do stolicy nie napotkaliśmy żadnych przeszkód w dotarciu na miejsce, dzięki czemu zdążyliśmy wyspać się przed sobotnimi zmaganiami.
Zwarci i gotowi, punktualnie o czasie pojawiliśmy się na placu Przystanek Cafe, by wkrótce rozpocząć zabawę. Niestety tym razem frekwencja była nieco mniejsza niż w latach poprzednich, jednak i to nie stanowiło żadnej przeszkody w doskonałej zabawie.
Tym razem organizatorzy postawili nie tylko na sprawne ogarnianie kolejnych kratek itinerera, ale i na spostrzegawczość pomnożoną przez podzielność uwagi. Tym razem uwagę należało podzielić na pytania, pilnowanie kratek książki drogowej i wychwytywanie miejsc, które przedstawiały zdjęcia dołączone do pakietu startowego. Testy na spostrzegawczość dotyczyły też krajobrazu – komu utkwiła w pamięci liczba kominów bodajże elektrociepłowni ten nie stracił cennych punktów. Moja uwaga dzieliła się dodatkowo na podawanie picia na tylną kanapę i walkę z efektami spowodowanymi słodkim poczęstunkiem od organizatorów. Wafelki w polewie czekoladowej w połączeniu z wysoką temperaturą, a przede wszystkim kilkulatkiem dały baaaardzo malowniczy efekt. Ot, taki mały sabotaż ze strony organizatorów:)
Na trasie rajdu okazało się też, że decyzja o rezygnacji z telewizji kosztowała nas kilka punktów, bo wcale nie łatwo było połączyć kadry z reklam z konkretnymi produktami. No i kto mówił, że reklamy ogłupiają?! To był jeden z nielicznych przypadków, gdy ich oglądanie mogło być przydatne.
Najwięcej emocji wśród osób nie związanych z rajdem nasza obecność wzbudziła w dwóch miejscach. Przede wszystkim podczas przeprawy promowej. Przeprawiające się całe grupy zabytków promem z Gassy do Karczewa wywoływały duże zaskoczenie. Rzeczywiście widok promu z Mercedesami, Ładą, Trabantem i Warszawą na pokładzie musiał dziwić. Tym bardziej, że wszystkie stare auta faktycznie wyglądały jak nowe.
Drugim miejscem, gdzie nasze pojawienie się wywołało silne emocje był plac, na którym znajdowała się odpowiedź na pytanie: Co tu gnije. A trzeba przyznać, że gniło wiele i ciekawie. Niestety właścicielom miejsca odwiedziny nie przypadły do gustu. Zdarza się.
Pokonaliśmy, jak podają organizatorzy jakieś 70 km, zobaczyliśmy parę ciekawych miejsc, znaleźliśmy sporo miejsc ze zdjęć. Innych nie znaleźliśmy. Pod koniec, podobnie jak w poprzednim roku, lekko się pogubiliśmy, ale tym razem powrót na trasę zajął nam może kilka minut, a nie godzinę jak wtedy. Zjedliśmy pyszne pierogi. Nie możemy zapomnieć o najważniejszym: wiemy już jak wygląda miernik napięcia akumulatora – oczywiście również z epoki. Zainspirowało mnie to, sprawdziłam i teraz już wiem jak wygląda owo ustrojstwo również nowszego typu. Takim pytaniem już się nie dam zagiąć:)
Zabawa zakończyła się oczywiście uhonorowaniem zwycięzców poszczególnych kategorii. W pośpiechu nastąpił lekki falstart, bo komandor pogubił się w wynikach, podobnie jak załogi na trasie, ale ostatecznie zwycięzcy odebrali puchary, a pozostali uczestnicy dyplomy. Najmłodsi uczestnicy również zostali uhonorowani imiennymi dyplomami, co jest z mojego punktu widzenia świetnym pomysłem, bo genialnie wpływa na morale maluchów:)
Zmęczeni, ale zadowoleni wróciliśmy bardzo późnym wieczorem do domu, a nasz stary Mercedes jutro znów będzie jak nowy, jak tylko go odkurzę i umyję.