Fotorelacje \ 13.09.2015 - VI Rajd Ikarusa

Po krótkiej wycieczce do Elbląga pogoda nieco się poprawiła, a my ruszyliśmy do Gdańska. Tym razem na szczególny, nocny rajd – VI Rajd Ikarusa.

Początek imprezy wyznaczony na godzinę 20:30, a zakończenie na 4 rano dnia następnego oznacza, że zmagać będziemy się nie tylko z trasą, zadaniami i quizami, ale i ciemnością, a przede wszystkim sennością. Jednak uczestnicy nie dali się zrazić tak prozaicznym problemom i na linii startu pojawiło się przeszło 60 załóg. Pewnie, gdyby nie limit miejsc byłoby ich więcej, bo przez kilka lat istnienia impreza zdobyła już swoich wiernych fanów a z każdą edycją przybywają nowi.

Na pogrążonej w mroku odprawie pojawili się wszyscy uczestnicy, a wśród nich wojownicze żółwie ninja, kowboj, policjant ze złapanym rabusiem, służby medyczne, a nawet sam Einstein i święty Mikołaj. Jednym słowem było barwnie i kolorowo, a panujące ciemności dodatkowo podkreślały atmosferę imprezy.

Rajd rozpoczął się niewinnie. Stosunkowo łatwa trasa, pytania całkiem proste. I tak było aż do pierwszego punktu kontroli czasu, gdzie poza kawą, herbatą i drożdżówkami czekał na pilotów test wiedzy z zakresu transportu miejskiego. Było ciężko, ale tego można się było spodziewać, zresztą nazwa imprezy nie jest przypadkowa. Krążyliśmy po mieście wzbudzając duże zaciekawienie postronnych obserwatorów. Czasem nasza obecność skłaniała do podjęcia drastycznych środków bezpieczeństwa, jak w przypadku siedziby Pomorskiej Kolei Metropolitalnej, gdzie mieliśmy policzyć miejsca parkingowe dla osób niepełnosprawnych. Po wizycie któregoś z kolei samochodu panowie wyszli z budynku i czym prędzej rozwinęli czerwono-biało taśmy w miejscach, w których było możliwe przedostanie się na parking. Widać obawiali się inwazji ludzi z latarkami na czołach. W dodatku poprzebieranych, często w zabytkowych samochodach, a nawet autach podszywających się pod czołg. Obiektywnie patrząc na sytuację – mieli prawo czuć niepokój.

Nocna wycieczka śladami komunikacji miejskiej prowadziła nas po przystankach nowo oddanej do użytku kolei metropolitalnej, dała okazję do przyjrzenia się rozbudowującemu się lotnisku w Rębiechowie i poznania tras autobusowych w Gdańsku. Wyjechaliśmy też poza miasto – pospacerować nocą po molo i liczyć szybki witraży w kościele. W ciemnościach otwieraliśmy tajemnicze koperty, które kryły w sobie kolejne sprawdziany wiedzy o komunikacji. Jadąc niemalże górską serpentyną podziwialiśmy nocną panoramę Gdyni, a później dla porównania spoglądaliśmy na światła miasta z drugiej jego strony.

Najmłodszy członek naszej załogi „odpadł” jeszcze przed północą, ten nieco starszy wytrwał niemalże do godziny pierwszej, my w całkiem niezłej kondycji nieco przed czwartą rano dotarliśmy na metę. Uporaliśmy się z ostatnim zadaniem, zjedliśmy „kolacjo-śniadanie” i ruszyliśmy do domu. W takich chwilach odległość mety rajdu od domu ma znaczenie – to był chyba najtrudniejszy odcinek, bo z chwilą oddania karty drogowej powróciła senność.

Ekipa Rajdu Ikarusa zapewniła nam świetną zabawę, możliwość odespania trudów rajdu próbowały zagwarantować nasze dzieci, ale ostateczną pobudkę zapewnili mi świadkowie Jehowy, którzy chyba po raz pierwszy zawitali w nasze strony i natrętnym dzwonkiem sprawili, że wyrwana ze snu napisałam relację na gorąco.

P. S. Jest 12:38.Kierowca naszej załogi jeszcze śpi…